
Cel w bieganiu warto mieć, ponieważ on motywuje do wychodzenia poza strefę komfortu i ułatwia poprawę wyników. Jednak powinien być realistyczny i niekiedy – dla własnego dobra – warto wydłużyć drogę do jego osiągnięcia.
Ostatnia kontuzja (przeciążenie ścięgna Achillesa w lewej nodze) skłoniła mnie do refleksji na temat celu w bieganiu. Czy zawsze trzeba go sobie wyznaczyć? Co może nim być? Czy można go zmieniać?
Cel w bieganiu rekreacyjnym i na poważnie
Nie ma prostych odpowiedzi na te pytania. Wszystko zależy od tego, jak podchodzimy do tematu aktywności fizycznej, czym ona dla nas jest.
Jednak nie ulega wątpliwości, żeby cel w bieganiu pomaga się rozwijać, zwiększać swoje zdolności wysiłkowe. Wytyczenie rozumianego metaforycznie punktu docelowego motywuje do zachowania systematyczności w treningach, bez której nie da się zbudować formy. Dotyczy to zarówno biegaczy rekreacyjnych, jak i bardziej zaawansowanych.

Ci pierwsi najpierw chcą ukończyć trening czy być w stanie przebiec dłuższy dystans. Później przymierzają się do startów. W większości przypadków celem jest po prostu samo ukończenie biegu.
Drudzy myślą o konkretnym wyniku. W ich przypadku każda jednostka treningowa służy doskonaleniu określonej cechy motorycznej. Wszystko po to, by jak najlepiej przygotować organizm do walki o pożądany wynik.
Sportowa ambicja, którą trzeba poskramiać
Z własnego doświadczenia wiem, że wtedy człowiek jest trochę niewolnikiem planu treningowego. Nie ma wówczas czasu na swobodne, radosne bieganie. Myśli się tylko o tym, by wyjść poza strefę komfortu, bo to warunkuje rozwój.

O ile nie trwa do zbyt długo, jest w porządku. Jednak ciągłe poddawanie organizmu stresowi (a tym są ciężkie treningi) grozi wyniszczeniem i kontuzją, czego jestem najlepszym przykładem. Z powodu braku możliwości startowych (skutek pandemii) postanowiłem utrzymywać wypracowaną szczytową formę. Lecz trwało to zbyt długo i w końcu ciało się zbuntowało, co objawiło się płynem w ścięgnie Achillesa.
Wydawało mi się, że nie umiem biegać bez celu. Wdrukowałem sobie myślenie, że każda sesja treningowa musi być częścią większej całości. Nie potrafiłem odpuścić, chociaż rozsądek mi to podpowiadał. To jest ciemna strona ambicji, która jest ważna nie tylko w sporcie amatorskim, ale też w życiu.
Modyfikacja celu w zależności od okoliczności
Inna sprawa, że gdybym wiosną mógł pobiec w Poznań Półmaratonie i kolejnych imprezach, pewnie zluzowałbym obciążenia. Organizm miałby czas na to, by dojść do siebie. Psychika też by odpoczęła, ponieważ niepewność odnośnie przyszłości i cała ta atmosfera wywołana koronawirusem potęgowały u mnie napięcie, co nie sprzyja regeneracji.

Wnioski z tej historii? Cel w bieganiu warto mieć. Najlepiej, żeby był on realistyczny, czyli odpowiadał naszym możliwościom. Poprzeczkę powinno się podnosić stopniowo.
Warto także czasami posłuchać głosu rozsądku. Lepiej zrealizować zadanie z poślizgiem, niż później cierpieć z powodu przymusowej dłuższej przerwy od biegania.
Dodaj komentarz