
W trakcie dzisiejszego treningu stało się coś nieuniknionego. Po raz pierwszy od wprowadzenia ograniczeń w przemieszczaniu się zostałem zatrzymany przez patrol policji i pouczony, że bieganie nad Wartą i po Dębinie jest niedozwolone.
Trwa stan epidemii koronawirusa. Od 10 dni formalnie zamknięte są tereny zielone pełniące funkcje publiczne. Zakaz obejmuje również lasy państwowe i większość komunalnych. Co ciekawe w Poznaniu wiceprezydent Koperska wprowadziła go bez wiedzy i zgody prezydenta Jaśkowiaka.
Bieganie z duszą na ramieniu
Już pisałem, że bieganie w takich warunkach kojarzy mi się z okupacją. Teoretycznie większość z tych obostrzeń wprowadzono nielegalnie (bez ogłaszania jednego z konstytucyjnych stanów nadzwyczajnych), ale policja, wojsko, straż miejska je egzekwuje. Codziennie można przeczytać w mediach o przypadkach nakładania mandatów za złamanie zakazu przemieszczania się bez istotnej potrzeby.

Mimo to treningi biegowe realizuję normalnie, choć trochę się obawiam mandatu. Nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi. Nie każdy mundurowy może podzielać mój pogląd, że bieganie w odosobnieniu nikomu nie szkodzi, a mnie pomaga utrzymać nie tylko wypracowaną formę fizyczną, ale też równowagę psychiczną.
Pouczenie za bieganie w odosobnieniu
Dotąd podczas codziennych zajęć w parku, nad Wartą, na Szelągu czy na Dębinie albo udawało mi się unikać patroli, albo mijani przeze mnie funkcjonariusze nie reagowali na mój widok. Nawet dzisiaj, podczas długiego wybiegania (łącznie z rozgrzewką wyszło prawie 24 km), minąłem trzy – na Wartostradzie i przy Starym Porcie.
Dobra passa skończyła się przy moście Przemysła, gdy biegłem z Cytadeli wzdłuż rzeki w kierunku Dębiny. Natknąłem się na dwuosobowy patrol na quadach z Komisariatu Wodnego Policji w Poznaniu. Stróż prawa (nie pamiętam stopnia) poprosił, bym się zatrzymał. Pouczył, że teren jest zamknięty, ale prezydent Jaśkowiak stara się, by wkrótce był dostępny. Młodu policjant zalecił bieganie w innym miejscu.

Nie odezwałem się ani słowem, bo uznałem, że nie ma to sensu, i błyskawicznie zmieniłem plan trasy. I tak dotarłem do docelowego miejsca, tylko musiałem nadłożyć kilkaset metrów.
Gdy po zrobieniu pętli wracałem, mundurowych już nie było. Myślę, że młodszy z nich chciał się wykazać przed starszym i dlatego mnie zatrzymał. Chyba że wszyscy wodniacy to tacy służbiści… Kiedy wybiegałem z zagajnika, panowie siedzieli na czterokołowcach w pozycji plecami do mnie. Wcale nie musieli na mnie reagować. Biegłem sam, w pobliżu nie było nikogo. Oczywiście doceniam to, że zostałem tylko pouczony.
Biegowy plan na zajączka
Muszę przyznać, że dziś mundurowych naprawdę było sporo – także w miejscach, w których dotąd ich nie widziałem. Choćby przy moście Przemysła. Podejrzewam, że jutro i w poniedziałek wielkanocny będzie podobnie, co mnie trochę martwi. Dlaczego?

Poniedziałkową mocną jednostkę (tzw. akcent) będę musiał zrealizować z rana, a o tej porze dnia nie lubię intensywnych zajęć, bo jestem niedobudzony. Jednocześnie liczę na to, że w świąteczny poranek nie spotkam w parku, gdzie zamierzam biegać, żadnego patrolu.
Dodaj komentarz